piątek, 29 kwietnia 2011

Wiosenne verrinki z rzodkiewką i tuńczykiem

Dawno, dawno temu...w odległej francuskiej krainie, niezależnie od pór roku, mody i przekonań żyła sobie w szczęściu i popularności pewna dostojna przystawka - verrinka... I tak zaczyna się niedokończona opowieść o francuskim przeboju przystawkowym. Niedokończona, bo wciąż nie przemija na francuskich stołach i nie ma takiego zamiaru. Co więcej nie jest uzależniona od stanu portfela, gustu, sezonowych warzyw czy owoców. Podlega jedynie naszej wyobraźni, bo można komponować dowolnie, według własnego gustu cały rok...z tego co mamy.


Nie przychodzi mi na myśl jakakolwiek inna przystawka, która w ten sam lekki, odświeżający i apetyczny sposób zachęciłaby nasz żołądek do dalszego działania i tak wspaniale przygotowałaby nas na nadchodzące danie główne.


Ja dziś serwuję wiosenne verrinki z pyszną, chrupiącą rzodkiewką i ziołami.


Wiosenne verrinki z rzodkiewką i tuńczykiem
(dla 4 osób)

- puszka tuńczyka w oleju,
- dwa małe kubeczki (125 ml) jogurtu naturalnego,
- pół małej cebulki,
- 4-5 dużych rzodkiewek,
- trochę zieleniny - natka pietruszki, bazylia, szczypiorek
- sól
- pieprz cayenne

Tuńczyka odsączamy, cebulkę siekamy i wraz z jogurtem wszystko razem mieszamy. Dodajemy zioła oraz przyprawy. Rzodkiewki kroimy w plasterki. Szklaneczki wypełniamy masą tuńczykową, wieńczymy warstwą rzodkiewek i ziół. Et voilà!


Życzę wszystkim słonecznego i odprężajacego majowego weekendu! :)

środa, 27 kwietnia 2011

Torta salata marchigiana, czyli wytrawny placek z okolic Marche

Powoli wszystko powraca do normy. Czas świętowania oddala się z każdą godziną (muszę serdecznie przeprosić wszystkich tych, którym nie zdążyłam złożyć życzeń - niestety nie miałam możliwości). Znów idziemy do przodu zostawiając za sobą tradycję. Czas na nowości.

Mój kolejny przepis pochodzi z bardzo interesującej książki Małgorzaty Caprari "Znane i nieznane dania kuchni włoskiej". Polecam każdemu, kto nie boi się książek kucharskich bez tematycznych indeksów, zdjęć, czy tytułów potraw przetłumaczonych na rodzimy język. Ja takie uwielbiam, gdyż całkowicie mogę się zatopić w cudownych przepisach i obcojęzycznych nazwach, a moja wyobraźnia wciąż pracuje marząc "to będzie pyszne", albo "ciekawe jak by to wyglądało...". Taka jest ta książka. Cudo dla miłośników słonecznej krainy. Każdy rozdział zawiera krótki, ale zwięzły opis włoskich, regionalnych tradycji kulinarnych oczywiście i każdemu podporządkowane są specjały typowe dla tych ziem.

W pierwszej kolejności wpadł mi w oko przepis na danie z regionu Marche, którego stolicą jest Ancona. Nieprzypadkowo, gdyż jakiś czas temu miałam okazję spędzić w tym rejonie pracowite, studenckie wakacje. Pracowite, ale owocne w nowe doświadczenia i smaki. Piękne są te wspomnienia, których nam już nikt nie zabierze.


Ale do rzeczy... Postanowiłam zrobić torta salata tzn. słony tort/placek, który na pewno przyciągnie amatorów pizzy. Owo danie opisuje jedno słowo - rewelacja! Ciasto z dodatkiem ziemniaków jest niesłychanie lekkie, puszyste i mięciutkie; konsystencją i smakiem przypomina pizzę. A farsz można dowolnie modyfikować (ja podaję przepis z książki).

Torta salata marchigiana (wytrawny markijski placek)

Ciasto:
- 30 dkg ugotowanych ziemniaków,
- 50 dkg mąki,
- 10 dkg margaryny (u mnie masło) w temp. pokojowej,
- 1 jajko,
- 2,5 dkg świeżych drożdży,
- sól

Farsz:
-10 dkg szynki,
- 10 dkg włoskiej mortadeli,
- 10 dkg łatwo topiącego się sera,
- świeża bazylia (to dałam od siebie;))

Drożdże rozrobić z paroma łyżkami letniej wody, odstawić. Ugotowane ziemniaki przecisnąć przez praskę, gdy jeszcze będą gorące (ale nie parujące) dodać do nich przesianą z solą mąkę, tłuszcz, jajko i drożdże. Wyrobić gładkie, dające się formować ciasto. Podzielić na dwie części - jedną wyłożyć tortownicę (23-24cm). Składniki nadzienia pokroić w kostkę i rozłożyć na cieście. Wierz przykryć drugim kawałkiem ciasta starając się, by dokładnie zalepić rogi. Odstawić w ciepłe miejsce na 2 godziny. Wstawić do nagrzanego piekarnika (180-200 stopni) na 30 minut. Podawać na ciepło (ja przygotowałam do niego lekki sos jogurtowy czosnkowo-pomidorowy) lub na zimno.


Buon appetito!

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Lody rabarbarowe z sosem grenadinowym

Dziś będzie wiosennie i rabarbarowo :) Rabarbar przywołuje moje najlepsze wspomnienia o zabarwieniu kwaskowatego kompotu lub ciasta ze słodką kruszonką. By odrobinę złamać moje tradycyjne smaki postanowiłam przygotować inny rabarbarowy deser....lody :)

Tym którzy wahają się między sorbetem lub kremowym lodowym pucharkiem, ja proponuję alternatywę - coś pomiędzy :) Te lody mają bardzo ciekawą konsystencję i idealny jak dla mnie smak...nie są za słodkie ani za kwaśne. Z alkoholowym, owocowym syropem są przepyszne.


Jest jedno 'ale'. Przygotowanie jest dosyć długie...no chyba, że jest się szczęśliwym posiadaczem maszyny do lodów :)

Lody rabarbarowe z sosem grenadinowym
(oryginalny przepis - Tout le monde a table, ten poniżej z moimi zmianami)

- 1kg rabarbaru,
- 220 g cukru,
- szklanka soku pomarańczowego,
- 125 ml jogurtu, naturalnego,
- 100 g śmietanki kremówki,
- 150 g cukru pudru

Rabarbar myjemy, obieramy (mnie zostało ok.750g) i kroimy na paseczki (czym mniejsze tym lepiej), przekładamy do garnka. Zalewamy sokiem pomarańczowy, zasypujemy 220g cukru i dusimy do momentu, gdy rabarbar się rozpadnie, a całość nabierze konfiturowej konsystencji. Schładzamy i miksujemy blenderem na gładkie puree. Umieszczamy na 2-3 godz. w zamrażalniku.
Po tym czasie wyjmujemy z zamrażarki, dodajemy jogurt, śmietankę i cukier puder. Miksujemy na gładką masę. Umieszczamy w maszynie do lodów lub chowamy do zamrażalnika (mieszając co godzinę, by wyeliminować powstanie cząsteczek lodu).

Sos

Wymieszać w dowolnej ilości, polać nim lody:
- syrop z grenadiny,
- crème de cassis - likier z czarnej porzeczki


U mnie już majówkowo... ;)

sobota, 16 kwietnia 2011

O samotności nad talerzem... Quiche z cukinią i serem roquefort

Niedawno, samotnie jedząc posiłek, pogrążyłam się w refleksji o "samotności nad talerzem" właśnie... Powoli pochlipując zupę stwierdziłam, że to nic przyjemnego jeść sobie tak samemu... Bo niby jest wtedy spokój, by w pełnej koncentracji oddać się temu, co się je, można pogrążyć się w całkowitym zachwalaniu siebie lub też dokładniej odczuć walory smakowe dania i skupić się wyłącznie na nim. Można, można, ale jest to raczej rozpaczliwy widok...


Nie lubię jeść sama i tyle. Samotność nad talerzem nie motywuje mnie wcale, nie dodaje skrzydeł i nie szuka za mnie nowych inspiracji. Jedyna jaką jestem w stanie zaakceptować to śniadanie w pojedynkę.
Wspólne posiłki są naprawdę bardzo ważną częścią dnia - spajają, poprawiają humor, są jak balsam - koją po ciężkich godzinach w pracy. Warto więc czasami poczekać na kogoś parę chwil dłużej, by przeżyć z nim takie chwile pod koniec dnia!


Bardzo, bardzo bym chciała żeby nikt samotności nigdy nie zaznał (w jakiejkolwiek sferze), żeby z nią walczył i żeby robił wszystko, by jedzenie w większym gronie, było niesłychaną przyjemnością i wielką motywacją.


A co dobrego dziś? Quiche ;) z cukinią i serem roquefort, na szybko.

Quiche z cukinią i serem roquefort

- opakowanie ciasta francuskiego,
- duża cukinia,
- roquefort - według uznania,
- trzy kopiaste łyżki gęstej śmietany,
- dwa jajka,
- pieprz, gałka muszkatołowa

Formę (22cm, może być większa) wyłożyć papierem do pieczenia i ciastem francuskim, które następnie nakłuwamy widelcem. Cukinie pokroić w cieniusieńkie plasterki. Rozłożyć warstwę cukinii na cieście, na niej pokruszyć ser. Jajka rozbełtać ze śmietaną i przyprawami (można jeszcze dodać odrobinę soli), rozlać na cukinii i serze. Wierzch przyozdobić kolejną warstwą plasterków cukinii. Piec w 180 st. do chwili, gdy jajka się zetną, a ciasto zezłoci.

Słonecznego weekendu!

wtorek, 12 kwietnia 2011

Orkiszowe placuszki z kozim twarożkiem

To był nieoczekiwany zwrot akcji....serek kozi miał zagrać główną rolę. Bez próby generalnej, bez wcześniejszego przygotowania. No i... wyszło jak zwykle, po polsku ;) Autor jednak nie poddał się; stworzył w parę chwil inną koncepcję i był zadowolony. Aczkolwiek zmieniła się postać pierwszoplanowa....a twarożek...odegrał poboczną, ale jakże wyrazistą kwestię.

Placuszki z mąki orkiszowej są bardzo smaczne. Mimo, że mają dość ciężkawą konsystencję, to stanowią idealną bazę dla wytrawnych dodatków.

 
Orkiszowe placuszki z kozim twarożkiem o orzechowej nutce (ok. 12 sztuk)

- szklanka mąki orkiszowej razowej,
- jajko,
- łyżeczka drożdży,
- 150 ml jogurtu naturalnego/ mleka
- szczypta soli

Wszystkie składniki połączyć, tak by konsystencją przypominały gęstą śmietanę. W razie potrzeby można dodać więcej mleka lub jogurtu. Poczekać ok. 45 min. aż ciasto wyrośnie. Następnie smażyć małe placuszki na rozgrzanym oleju.

- 150 g koziego twarożku,
- dwie łyżki crème fraîche,
- łyżka oleju arachidowego,
- sól, grubomielony pieprz
- ulubione zioła

Wszystkie składniki połączyć z twarożkiem, schłodzić w lodówce. Podawać z placuszkami.

Bon appétit!

piątek, 8 kwietnia 2011

Fakes - grecka zupa z soczewicą, by nudno nie było

Niedawno odniosłam dziwne wrażenie, że robię ciągle jedne i te same zupy - rosół, jarzynowa, brokułowa, pieczarkowa, pomidorowa i jeszcze parę kończących się na "owa". Nudy, nudy, nudy (chociaż wcale to nic znaczy, że ich nie lubię).
Trzeba było tę tradycyjną passę przełamać i zabrać się za coś nowego. Miało być szybko, bez godzin spędzonych przy garnku i co najważniejsze....bez obierania ziemniaków (o zgrozo!!). Wyszperałam więc przepis na grecką zupę z soczewicą pani Agnieszki Kręglickiej i dostosowałam go do swoich potrzeb. Chociaż wcale tego nie przewidywałam okazała się moim prywatnym kulinarnym hitem i zbawieniem....dla mnie, pragnącej nowości w kwestiach dań płynnych ;) Jest tak smaczna, że trudno odejść od parującego jeszcze garnka i podać na stół. Sami spróbujcie!!


Fakes - grecka zupa z soczewicą

- 200 g soczewicy,
- 2 duże marchewki,
- 1 duża cebula,
- dwa ząbki czosnku
- liść laurowy,
- puszka pomidorów,
- łyżka koncentratu pomidorowego,
- sół, pieprz
- łyżka octu winnego

Soczewicę płuczemy i gotujemy do miękkości z pokrojoną w kostkę marchewką. Cebulę siekamy i podsmażamy na oliwie wraz z wyciśniętymi ząbkami czosnku. Dodajemy do garnka z soczewicą. Gdy warzywa będą miękkie wrzucamy puszkę rozdrobnionych pomidorów, koncentrat, doprawiamy solą, pieprzem i octem winnym. Gotowe! Szybka, prawda? I jaka pożywna!


 ...a na drugi dzień jest najlepsza ;)

środa, 6 kwietnia 2011

Chleb razowy mieszany pszenno-żytni 50%

Jako że ostatnio bardzooo zaniedbałam moją domową piekarnię (no może nie do końca, bo zakwas cały czas stoi w lodówce, pamiętam o nim i co jakiś czas go dożywiam) to postanowiłam coś upiec :) Tym razem skoncentrowałam się na razowcach, upiekłam dwa... Jeden żytni przepadł w bezkresnej czeluści naszych nienasyconych brzuszków, a drugi mieszany też przepadł (nie miał nawet żadnych szans, by przestygnąć)...ale został uwieczniony, wobec tego chciałabym Wam zaprezentować :)

Chlebek był naprawdę przepyszny. Uwielbiam chleby razowe i mogłabym je jeść z samym masłem. Kminek wspaniale podkreślił jego smak i mimo tego, że nie dodałam melasy to nie stracił niczego ze swej dobroci. Przyznaję - trochę popękał, ale jeśli mam być szczera to nic a nic mi te pęknięcia nie przeszkadzają :) Przecież nie zmieniają smaku!

Skorzystałam jak zwykle z doświadczenia Mirabbelki wyszukując recepturę na jej stronie. Pochodzi ona z książki Petera Reinharta "Whole grain breads".


Chleb razowy mieszany pszenno-żytni 50%


namaczanka:

- 225g mąka pszenna razowa
- pół łyżeczki soli
- 170g mleka (maślanki lub jogurtu)

Wymieszać składniki, tak żeby mąka wchłonęła płyn. Przykryć folią i odstawić na 12-24 godzin.

zaczyn:

- 70g zakwasu
- 210g mąka żytnia razowa
- 170g letnia woda

Wymieszać składniki zaczynu, tak żeby ciasto utworzyło dość ścisłą kule. Włożyć do miski, przykryć folią i odstawić na 6 do 8 godzin. Powinno podwoić swoja objętość.

ciasto właściwe:

- 400g namaczanki,
- 450g cały zaczyn,
- 60g mąka pszenna razowa,
- 5g soli (niepełna łyżeczka),
- 2 i 1/4 łyżeczki drożdży instant,
- 1,5 łyżeczki melasy,
- 1 łyżka brązowego cukru,
- 2 łyżki masła bądź oleju,
- 2 łyżki kminku lub innych ziół,

W dniu wypieku zaczyn i namaczankę rozdrobnić, dodać resztę składników i wymieszać. Najpierw powoli do połączenia wszystkich składników, a po krótkiej przerwie do uzyskania dość gładkiego, elastycznego ciasta.

Całość włożyć do miski wysmarowanej olejem i odstawić na ok. 1 godzinę do wyrośnięcia. Po tym czasie ciasto odgazować, uformować i przełożyć do formy/ koszyka wysypanego mąką do drugiego rośnięcia na ok. 1 godzinę. Piekarnik nagrzać do 220°C, naparować. Po włożeniu chleba temperaturę obniżyć do ok. 180°C i piec 20 minut. Następnie obrócić bochenek o 180 stopni, żeby przypiekł się równomiernie i piec dalej ok. 20-30 minut.

 Pieczmy razowce na wiosnę! ;)

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Brzoskwinie i maliny zapiekane w musie czekoladowym

Moi Drodzy! Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować jeden z szybszych deserów jakie kiedykolwiek miałam przyjemność robić. Deser na ciepło lub na zimno z owocami i czekoladą...więc kto by się nie skusił, gdy dla każdego coś miłego?
Owoce? Zależą od sezonu, od tego co masz w spiżarce lub w zamrażalniku. Czekolada? Dodaj jej mniej - będzie bardziej słodki, dodaj mleczną lub może nawet białą. Całość przygotuj wcześniej i potem tylko odgrzej w mikrofalówce - każdy gość będzie zachwycony. A na koniec dodaj bitej śmietany, likieru krówkowego lub słodkiego syropu. Jednym słowem - poznajcie deser iście elastyczny :)



Brzoskwinie i maliny zapiekane w musie czekoladowym
(inspiracja)

- 80 g mąki,
- 80 g cukru,
- 80 g gorzkiej czekolady (ja dałam mniej - nie chciałam by mus był zbyt wytrawny),
- 2 jajka,
- esencja waniliowa,

- brzoskwienie z puszki,
- mrożone maliny

Połówki brzoskwiń pokroić w drobniejsze plasterki według uznania. Wyłożyć nimi oraz malinami dno czterech ramekinów. Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej lub mikrofalówce, połączyć z mąką, cukrem, jajkami i paroma kroplami esencji waniliowej. Tak przygotowaną masę wylać na owoce. Zapiekać 20 minut w temp. 180 stopni.

Życzę Wam bardzooo słodkiego tygodnia :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...